Pieper: Więcej środków na PNWM
17 grudnia 2009Róża Romaniec: Czy funkcja koordynatora rządu ds. stosunków polsko-niemieckich było od początku pani wymarzonym zadaniem?
Cornelia Pieper: Właściwie tak. Powracam w ten sposób do korzeni, bo studiowałam w Lipsku i Warszawie. Myślę, że dzięki moim doświadczeniom posiadam wrażliwość, która pomoże mi dobrze pełnić tą funkcję. Stosunki z Polską leżą mi szczególnie na sercu. Rola nowych państw UE wymaga w Niemczech i Europie odpowiedniego "dowartościowania".
RR: Takim "dowartościowaniem" był również wybór Warszawy na cel pierwszej wizyty ministra spraw zagranicznych, Guido Westerwelle. Ale został on za to w Niemczech nie tylko pochwalony, lecz i skrytykowany.
CP: To było bardzo ważne, że minister pojechał właśnie do Polski, bo w ten sposób pokazał, jak dużą wagę przywiązuje do stosunków z tym sąsiadem. Odczytałam to jako jasny, ważny sygnał w niemieckiej polityce zagranicznej. Po tym kroku potrzebne są następne. Stosunki z Polską powinny nabrać nowego wymiaru.
Sprzeciw wobec kandydatury Steinbach
RR: Zajmując jasną pozycję przeciwko kandydaturze Eriki Steinbach w radzie fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie", liberałowie zaryzykowali spór wewnątrz koalicji rządowej. Jak dalece FPD chce jeszcze ryzykować?
CP: Tu nie chodzi o interesy partii, lecz o interesy Niemiec i Europy. Rządowi, a zwłaszcza ministrowi spraw zagranicznych, bardzo zależy na umocnieniu dobrosąsiedzkich stosunków z Polską. Dlatego uważam, że jest niezbędne, byśmy poważnie traktowali naszych partnerów - tak, jak to czynimy wobec partnerów na zachodzie. W przeszłości mi tego brakowało. Nie jest to tylko kwestia spojrzenia Niemiec, lecz również ogólnego postrzegania wschodu przez zachodnią Europę. Przed upadkiem muru w Unii było 12 państw, a teraz jest nas 27. Rośnie waga wschodnich państw i powinniśmy to uwzględnić, kiedy mówimy o priorytetach.
RR: Chciałabym jednak chwilę pozostać przy Erice Steinbach. Od polityków chrześcijańskiej demokracji coraz częściej słychać, że należy rozmawiać z Polską, by ją przekonać o "nieszkodliwości" pani Steinbach dla projektu upamiętnienia wysiedleń i polsko-niemieckich stosunków. Co Pani o tym sądzi?
CP: Zasadniczo uważam, że dialog jest dobry i słuszny na każdy temat. Jest to najlepszy instrument polityki. Ale jeżeli chodzi o stosunki z Polską to ważne jest to, by także w ocenie historii panowała zgodność i by historię postrzegać w odpowiednim kontekście. Erika Steinbach w przeszłości nie wykazała się takim wyczuciem i jej postawa wobec granicy polsko-niemieckiej oraz traktatu o dobrym sąsiedztwie nie wzbudziły zaufania u naszych partnerów. Ja to rozumiem. Dlatego uważam, że zastanowienie się Związku Wypędzonych nad składem rady jest mądrą decyzją.
RR: Na razie nie wiemy, jak ta decyzja będzie wyglądała. Ale coraz częściej słyszy się, że Związek Wypędzonych (BdV) zastanawia się nad wycofaniem z projektu.
CP: Byłoby szkoda, bo uważam, że wszyscy, dla których to centrum uchodzi za ważne, powinni uczestniczyć w jego budowie, a zatem i środowisko wypędzonych. Dlatego rząd przyznał BdV trzy miejsca w radzie fundacji. Myślę, że jeżeli Związkowi Wypędzonych zależy na dobrych stosunkach z Polską, to będzie się on angażował w radzie fundacji.
RR: Ale najwyraźniej atmosfera wokół obsady już teraz obciąża wzajemne stosunki, gdyż ze współpracy w naukowym gremium doradców projektu właśnie zrezygnował jedyny reprezentant Polski, prof. Tomasz Szarota. Polski historyk miał się poczuć dotknięty po liście 16 eurodeputowanych, w którym autorzy bronili Eriki Steinbach i żądali zbadania życiorysów "polskich członków rady". Wprawdzie w Niemczech komentowano list jako "blamaż", ale jak ocenia Pani teraz jego skutek?
CP: Bardzo ubolewam z tego powodu, bo doświadczenia i wiedza profesora Szaroty były ważne dla fundacji. Jest to jego osobista decyzja, dlatego nie chcę jej komentować. Żałuję jednak, że zanim prof. Szarota ją podjął, nie doszło do bezpośredniego kontaktu z naszym ministerstwem. Dla projektu centrum dokumentacyjnego nt. wypędzeń jest bardzo ważne, by miał on naukowe wsparcie strony polskiej. Bez tego nie wyobrażam sobie pracy fundacji.
Polsko-niemiecko-francuski Jugendwerk?
RR: A jakimi projektami chce się Pani zająć w najbliższym czasie?
CP: Zamierzam pogłębić współpracę polsko-niemiecką w dziedzinach, za które odpowiadam, czyli kulturze, edukacji i nauce. To jest nowa szansa, również dla Trójkąta Weimarskiego. Uważam, że skoro mówimy o takim trójkącie, to niezbędny jest dalszy rozwój współpracy między młodzieżą, może powinno wkrótce dojść do spotkania młodych Polaków, Niemców i Francuzów np. w Weimarze. Powinniśmy również rozbudować współpracę w ramach polsko-niemieckiej fundacji naukowej. Trochę się też martwię spadkiem zainteresowania Polaków językiem niemieckim. Na początku stycznia planuję w Warszawie rozmowy na te wszystkie tematy.
RR: Czy to oznacza, że PNWM (Jugendwerk) otrzyma teraz więcej pieniędzy?
CP: Uważam, że nie możemy oczekiwać, by polsko-niemieckie stosunki osiągnęły poziom niemiecko-francuskich, a równocześnie przeznaczać na rozwój tej współpracy tak skromne środki. Należy się zastanowić, czy nie warto przekształcić obu organizacji w jedną wspólną w ramach Trójkąta Weimarskiego, czyli w polsko-francusko-niemiecki Jugendwerk. Francusko-niemiecka organizacja dysponuje dziesięciokrotnie większymi środkami. W moim przekonaniu jest to dalszym argumentem za połączeniem programów współpracy. To by ożywiło i wsparło współpracę z Polską. Lepsze wyposażenie PNWM jest jednym z moich celów.
RR: Pani partnerem po polskiej stronie jest profesor Bartoszewski. Jak dobrze się Państwo znają?
CP: Ministra Bartoszewskiego znam dobrze. Krótko po zmianie rządu odwiedził nas w ministerstwie i długo rozmawialiśmy o różnych tematach istotnych dla Polski i Niemiec oraz o rozwoju współpracy. Jestem przekonana, że będzie nam się ze sobą dobrze współpracowało. Już się cieszę na następne spotkanie.
RR: Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała Rozalia Romaniec
red. odp. Jan Kowalski / du