1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Protest w Berlinie. „Zapora ogniowa” przeciw ekstremistom

Christoph Strack
3 lutego 2024

W Niemczech nie słabnie fala protestów przeciwko prawicowemu ekstremizmowi. Sobotnia demonstracja w Berlinie zgromadziła ponad 150 tysięcy ludzi.

https://p.dw.com/p/4c0g2
DeDemonstracja przeciwko skrajnej prawicy przed budynkiem Reichstagu w Berlinie
Demonstracja przeciwko skrajnej prawicy przed budynkiem Reichstagu w BerlinieZdjęcie: Ebrahim Noroozi/AP Photo/picture alliance

Pomimo deszczowej pogody kilkadziesiąt tysięcy ludzi przybyło w sobotę (3.02.2024) wczesnym popołudniem przed budynek Reichstagu w Berlinie na demonstrację przeciwko skrajnej prawicy. Policja oszacowała liczbę uczestników na ponad 150 tysięcy osób. Organizatorzy mówili nawet o 300 tysiącach. Plac przed Reichstagiem był wypełniony po brzegi.

To kolejny z przetaczającej się od trzech tygodni przez Niemcy fali protestów przeciwko prawicowym ekstremistom oraz populistyczno-prawicowej partii AfD. Iskrą były doniesienia kolektywu dziennikarzy śledczych Correctiv o tajnym spotkaniu prawicowych radykałów w Poczdamie, na którym rozmawiano o planie „reemigracji”, czyli deportacji z Niemiec milionów osób o pochodzeniu migracyjnym. W spotkaniu uczestniczyło m.in. kilkoro polityków AfD, ale także pojedynczy przedstawiciele ultrakonserwatywnych chadeków. Rewelacje te wzbudziły tym większe zaniepokojenie, że AfD jest według sondaży drugą siłą polityczną w Niemczech z około 20-procentowym poparciem, a we wschodnioniemieckiej Turyngii, Brandenburgii i Saksonii może wygrać tegoroczne wybory do parlamentu regionalnego. 

Jedną z mówczyń, zaproszoną na berlińską demonstrację była Newroz Duman, rzecznika „Inicjatywy 19 lutego” w Hanau. W 2020 roku, właśnie 19 lutego w Hanau w Hesji od strzałów prawicowego ekstremisty zginęło dziewięć osób o korzeniach migracyjnych. Zamachowiec zastrzelił potem siebie i swoją matkę. Hanau to nie był odosobniony przypadek. Do ataków o skrajnie prawicowym podłożu doszło tez w Monachium, Halle czy Kassel. Od lipca 2016 r. do lutego 2020 r. zginęły w nich łącznie 22 osoby, a jedenaście zostało rannych.

Podsycanie rasistowskiego klimatu

– Monachium, Halle, Kassel i Hanau były wynikiem klimatu rasistowskiego podżegania i skrajnie prawicowej partii, takiej jak AfD – mówi Duman rozmowie z DW.  Ludzie zostali „uznani za innych”. Według niej AfD była „przez długi czas trywializowana”. Ale każdy ze sprawców tych czterech przestępstw „był w jakiś sposób związany z AfD, słuchał przemówień polityków AfD, czuł się zmotywowany przez tę politykę do popełnienia tych czynów” – ocenia Duman.

Newroz Duman, rzeczniczka "Inicjatywy 19 października Hanau"
Newroz Duman, rzeczniczka "Inicjatywy 19 października Hanau"Zdjęcie: Jürgen Heinrich/imago images

Właściwie jest ona teraz bardzo zajęta. Za nieco ponad dwa tygodnie w Hanau odbędą się uroczystości upamiętniające ofiary zamachu sprzed czterech lat, ludzi, których prawicowy ekstremista uznał za „nie-białych” lub „nie-niemieckich”. Ale w sobotę Duman chciała być w Berlinie – na demonstracji pod hasłem „#WirSindDieBrandmauer” („Jesteśmy zaporą ogniową”), zorganizowanej przez sojusz Ręka w Rękę, do którego przyłączyło sie ponad tysiąc organizacji. Łańcuch ludzkich rąk wokół budynku niemieckiego parlamentu miał być „symboliczną zaporą ogniową, która chroni naszą demokrację i solidarne współistnienie przed prawicową nagonką”, zapowiadali organizatorzy.

To, jak wiele jest demonstracji, zaskakuje naukowców i polityków. Kilkakrotnie podczas najważniejszej politycznej bitwy minionego tygodnia w Berlinie, debaty w Bundestagu  z udziałem kanclerza i liderów wszystkich obozów politycznych, koncentrowano się na tym, jaki sygnał płynie od demonstrujących na ulicach niemieckich miast i żądaniu izolacji prawicowego ekstremizmu.

Protesty jak przebudzenie z letargu

Politolog Marcel Lewandowsky z Uniwersytetu w Siegen mówi w rozmowie z DW o „silnej prodemokratycznej mobilizacji, która nie ogranicza się do sfery politycznej”. Trzy tygodnie po rewelacjach Correctiv, instytut badania opinii publicznej Rheingold opublikował badania, z których wynika, że dla wielu uczestników protesty przeciwko prawicowemu ekstremizmowi to wyzwolenie i „pewnego rodzaju przebudzenie”. Według badania 29 procent ankietowanych mogłoby sobie wyobrazić ponowny udział w takich demonstracjach w przyszłości.

Uczestniczka demonstracji przeciw skrajnej prawicy w Berlinie z tablicą z napisem: "AfD mówimy 'nie'"
Uczestniczka demonstracji przeciw skrajnej prawicy w Berlinie z tablicą z napisem: "AfD mówimy 'nie'"Zdjęcie: Christophe Gateau/dpa/picture alliance

Wielu ankietowanych opisało, jak przez doniesienia o koncepcji „reemigracji” zostali wyrwani z letargu i nastroju przypominającego bierną rezygnację. Niemcy mają obecnie wiele problemów, a obawy o ksenofobię i przemoc ze strony skrajnej prawicy są tylko jednym z nich. Większość demonstrantów ma teraz nadzieję na pewnego rodzaju stałą i dużą „falę obywatelską”.

Ale co, jeśli nie będzie tej stałości? Wtedy, według szefa ośrodka Rheingold Stephana Gruenewalda, „obecna energia może zostać przekierowana i coraz bardziej skierowana przeciwko koalicji SPD, Zielonych i FDP kierowanej przez kanclerza Olafa Scholza”. Badacz protestów Daniel Mullis z Instytutu Badań nad Pokojem we Frankfurcie nad Menem (PRIF) również zwraca uwagę na presję, pod jaką znajduje się niemiecki rząd. Trudno przecenić ogromne poruszenie społeczeństwa obywatelskiego, podkreślił Mullis w rozmowie z radiem Hessischer Rundfunk. Kluczowe są jednak decyzje polityczne. Samo społeczeństwo obywatelskie nie rozwiąże problemu, dodał.

Niezdecydowani poprą AfD?

Czy nastąpią zmiany na scenie politycznej? Lewandowsky nie dostrzega jeszcze żadnych widocznych zmian, jeśli chodzi o preferencje partyjne.  – Obecne wahania w sondażach nadal mieszczą się w normalnym zakresie wahań statystycznych i niekoniecznie powinny być postrzegane jako efekt protestów – ocenia. Badacz uważa nawet, że demonstracje „mogą mieć negatywny wpływ i skłonić niektórych niezdecydowanych wyborców do poparcia AfD”.

Politolog Marcel Lewandowsky
Politolog Marcel LewandowskyZdjęcie: Joerg C. Jasper

W związku z tym Lewandowsky ostrzega przed wygórowanymi oczekiwaniami do co oddziaływania protestów na najbliższe wybory w czerwcu (wybory europejskie; wybory lokalne w ośmiu krajach związkowych) i wrześniu (wybory regionalne w Saksonii, Turyngii i Brandenburgii). – Jeśli do tego czasu demonstracje ponownie ucichną, ich efekt, jeśli w ogóle istnieje, może wygasnąć – mówi politolog.

Krytyka ze strony środowisk migracyjnych

Wielu z uczestników sobotniej demonstracji to osoby o korzeniach migracyjnych. – Chcemy dać sygnał solidarności i pokazać, że jesteśmy przeciwko dyskryminacji. I że uważamy, iż byłoby lepiej, gdyby społeczeństwo nadal było różnorodne – powiedział agencji DPA 36-letni Serkan Bingöl, nauczyciel w szkole średniej, który przybył z grupą uchodźców.

W minionych tygodniach duże firmy wyraźnie ukazywały w mediach społecznościowych lub w reklamach, jak bardzo są zależne od imigracji na niemiecki rynek pracy. Duże organizacje społeczne z wieloma współpracownikami o pochodzeniu migracyjnym informują o szczególnie dużym zainteresowaniu mobilizacją przeciwko skrajnej prawicy.

Jednak środowiska migracyjne krytykują również to, że tyle czasu musiało minąć, aby doszło do tak licznych demonstracji przeciwko prawicowemu ekstremizomowi i ksenofobii. Politolog Lewandowsky rozumie tę krytykę. – To zawsze był problem, że o migrantach mówimy głównie w negatywnym kontekście, takich jak uchodźctwo czy problemy społeczne. Nie jest zaskoczeniem, że migranci również krytykują to w obliczu aktualnej fali demonstracji – mówi.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >>