1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Finalistka „The Voice Senior”: 60 plus nic nie znaczy

25 lutego 2024

Na marzenia nigdy nie jest za późno – mówi Róża Frąckiewicz, która dotarła do finału polskiej edycji „The Voice Senior”.

https://p.dw.com/p/4cqwv
Polnische Sängerin Róża Frąckiewicz
Zdjęcie: A. Macioł-Holthausen/DW

Róża Frąckiewicz: Marzę całe życie

DW: Ochłonęła już pani po finale?

Róża Frąckiewicz*: Emocji było co niemiara. To był zenit różnych odczuć. Był strach, była radość, były emocje. Za każdym razem znak zapytania, czy dostanę się do ćwierćfinału, czy dostanę się do półfinału, a potem do finału?

W „The Voice Senior” startowała pani dwa razy. Za pierwszym razem nie udało się. Podczas przesłuchania w ciemno żaden fotel się nie odwrócił, ale nie zniechęciło to pani.

- W zeszłym roku byłam w programie po raz pierwszy. Trochę taka pewna siebie, no bo przecież potrafię śpiewać. Zaśpiewałam swoją piosenkę i byłam rozczarowana, że ani jeden fotel się nie odwrócił. Ale przyjęłam to jako lekcję pokory. Stwierdziłam: no trudno, spróbujemy za rok.

Mówiła pani, że może dlatego, iż w Warszawie nie było wtedy pani męża, zabrakło jego energii.   

- Tak, mój mąż Benedykt jest taką dobrą wróżką i wielkim wsparciem dla mnie. Po pierwsze, dlatego, że ja nie mam wykształcenia muzycznego, a Benek jest muzykiem z zawodu. On jest tym dopełnieniem. A z drugiej strony my dodajemy sobie nawzajem bardzo dużo energii. Takie dwie dusze, które się odnalazły. Akurat tu, w Niemczech

Podczas ostatniej edycji jeden z jurorów, Tomasz Szczepanik, przeprosił panią, że za pierwszym razem się nie odwrócił. Jak pani odebrała te przeprosiny?

- Przyjęłam je i było mi bardzo miło. Chociaż w zasadzie nie musiał przepraszać, bo może w zeszłym roku brakowało czegoś, co spowodowałoby, że któryś z nich by się odwrócił.

Róża Frąckiewicz z mężem Benedyktem
Róża Frąckiewicz z mężem BenedyktemZdjęcie: A. Macioł-Holthausen/DW

W przeszłości startowała pani także w innych konkursach – dwa razy w „Szansie na sukces”, „Voice of Polonia”. Czym był teraz ten start w „The Voice Senior”?

- Przede wszystkim nie poddajemy się w życiu. Jeżeli się raz przewrócę, to wstaję i idę dalej. No i uważam, że my odkrywamy siebie cały czas na nowo. Im starsi jesteśmy, mamy większy bagaż doświadczeń, ale mamy też bardzo dużo czegoś, czego jeszcze nie dotknęliśmy, czego jeszcze nam brakuje. Czasami nie do końca wiemy, co to jest, ale nasz wewnętrzny głos mówi: tam jeszcze coś jest, to nie koniec twojej drogi. Jeszcze nie. I pomimo, że mam 60 plus, to nic nie znaczy. Jestem jeszcze bardziej głodna tego świata, czegoś nowego i odkrycia samej siebie.

Na marzenia nigdy nie jest za późno? 

- Nigdy! Marzenia są jak kotwica, dzięki której nie toniemy. Dają nam siłę, pomimo problemów w życiu. Trzeba iść dalej, próbować i odkrywać. Ja się tego trzymam i jest mi z tym bardzo dobrze.

O tym, że ma pani talent wiedziała już pani jako młoda dziewczyna. Zdała pani do szkoły muzycznej, ale potem do niej nie poszła. Dlaczego?

- Jak ktoś mnie poznaje, to myśli sobie: taka kobieta mocna, wszędzie pójdzie. A taka nie jestem. Wewnątrz byłam bardzo strachliwym człowiekiem, bardzo strachliwym dzieckiem. Do szkoły muzycznej zdawałam z koleżanką – Basią. Zawsze śpiewałyśmy w duecie. Ale pech chciał, że Basia wyjechała parę tygodni później na stałe do Niemiec. No i ja już sama nie poszłam, bo się bałam. Bardzo tego żałuję.

Najpierw wyjechała Basia, ale później wyjechała również pani do Niemiec. Nastała 20-letnia przerwa w muzyce, a pierwszy mąż postawił ultimatum: albo on, albo muzyka.

- On był chyba zazdrosny o mnie. Nawet nie myślę, że to było złośliwe. Z drugiej strony może to mi też w tym momencie pasowało – ze względu na mój strach. Miałam usprawiedliwienie. Brakowało mi jednak śpiewu i muzyki. Kiedy poznałam mojego drugiego męża – Benedykta – i kiedy zaczęłam z nim robić muzykę, to coś się we mnie otworzyło, coś zadziałało, coś powiedziało: Róża, to jest twoje życie, muzyka jest twoim życiem, śpiew jest twoim życiem.

Ma pani bogaty repertuar: jazz, pop, rock, ale i różne języki. W finale „The Voice Senior” śpiewała pani po hiszpańsku. W czym czuje się pani najlepiej?

- Najlepiej czuję się w języku polskim. Nie śpiewam w języku niemieckim, bo uważam, że to nie jest język do śpiewania. Jest taki nieprzyjemny dla ucha. Bardzo fajnie śpiewa się po angielsku, pomimo że angielskiego uczę się dopiero teraz. A jeżeli chodzi o hiszpański, to śpiewałam pierwszy raz i nie byłam pewna, czy śpiewam dobrze. Mój pomysłowy mąż stwierdził, że sprawdzimy to w hiszpańskiej restauracji. Tak zrobiliśmy. Zaśpiewałam przed grupą Hiszpanów i Hiszpanek. Dostałam gromkie brawa i zapewniali, że jest perfekt.

A mąż jest surowym nauczycielem?

- Nie jest surowy, ale bardzo wymagający. Zresztą jest bardzo dobrym pedagogiem i oddaje się całym sercem temu, co robi. A ja jestem cholernie trudną uczennicą. Szybko się denerwuję i jestem wściekła na siebie. Podziwiam Benedykta za jego cierpliwość i jestem mu za to wdzięczna. Teraz już mniej się denerwuję, więcej słucham i to mi wychodzi na pewno na dobre.

Róża Frąckiewicz
Róża FrąckiewiczZdjęcie: A. Macioł-Holthausen/DW

No i on przekonał panią, że można się nauczyć piosenek na pamięć.

- Tak, na początku twierdziłam, że nie potrafię się uczyć na pamięć i że nie znam żadnych piosenek. A on mnie przekonał, że potrafię. Benedykt ma niesamowitą aurę, coś takiego dobrego w sobie i niesamowity spokój, który potrafi przekazać drugiej osobie. To on otworzył we mnie to, co było schowane, tę wiarę w siebie. Pierwszym utworem, którego nauczyłam się na pamięć, był „Summertime”. To piosenka, która towarzyszy mi od najmłodszych lat. Zawsze ją nuciłam, kiedy było mi źle.

Występują państwo jako duet Benrose. Nie tylko w Niemczech i sąsiednich krajach, ale i na innych kontynentach – w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Australii. Prawdziwa muzyczna przygoda!

- Występujemy w środowiskach polonijnych, a z tych dalekich występów zawsze bardzo się cieszymy. Kochamy zwiedzać inne kraje, poznawać nowych ludzi, nowe kultury. Fajnie jest spotkać się z Polonią, zawsze doświadczamy serdeczności.

Słuchając tego wszystkiego, mam wrażenie, że pani praca w biurze – w urzędzie pracy – musi być strasznie nudna.

- Jestem po szkole ekonomicznej, ale to mnie nigdy nie interesowało. Poszłam do niej przez przypadek, bo koleżanka się zapisywała, to zapisałam się i ja. Ja skończyłam, a ona nie. Ale tu też, jak widać, ktoś pociągnął mnie za rękę.

A do „The Voice Senior” poszła pani sama czy jednak mąż pociągnął?

- Oczywiście mąż. To on znalazł w internecie ten program i stwierdził, że mnie zgłosi. Ja się bałam, że taka odległość, że trzeba jechać do Warszawy. A kiedy w zeszłym roku ani jeden fotel się nie odwrócił, to stwierdziłam, że tak musiało być. Przyjmuję w życiu, że jak coś się dzieje, to jest to do czegoś potrzebne. Dzisiaj wiem, że w ubiegłym roku nie byłam jeszcze gotowa.

Koleżanki i koledzy w pracy wiedzą, że pani śpiewa i występuje na estradach?  

- Wiedzą, bo widzą w mediach społecznościowych. Grałam w filmie „Weselna Polka” z 2010 roku i oni już wtedy wiedzieli, że ciągnie mnie do śpiewania. Ten film to była też niespodzianka dla mnie, a granie bardzo mi się spodobało. Ja całe życie marzę i sześćdziesiątka nie jest tu żadną przeszkodą. Wierzę też, że może ktoś gdzieś będzie jeszcze potrzebował jakiejś babci w filmie.

Bo – jak już wiemy – na marzenia nigdy nie jest za późno…

- Dopóki marzymy, żyjemy. Marzenia trzymają nas przy życiu, pozwalają nam żyć czasem w innym, lepszym świecie. Wystarczy zamknąć oczy albo położyć się na łące, patrzeć w niebo i marzyć: gdzie będę za rok, za dwa? Co mi jeszcze życie przyniesie? To piękne i nic nie kosztuje.

*Róża Frąckiewicz (rocznik 1962) pochodzi z Opola. Obecnie mieszka w Solingen (Nadrenia Północna-Westfalia). Z mężem Benedyktem tworzy duet Benrose. W 2018 roku zostali uhonorowani polonijną nagrodą „Polonicus”. Róża wystąpiła w piątej edycji programu „The Voice Senior”, emitowanego na antenie TVP2.  

Róża Frąckiewicz: Marzę całe życie